Indyjscy archeolodzy twierdzą, na podstawie wykopalisk, że w Indiach i Birmie kobiety i mężczyźni ozdabiali się szlachetnymi kamieniami już przed 10 000 lat. Szczególne powodzenie miały wówczas chalcedony i nefryty, o które było w tych okolicach stosunkowo łatwo. Diamenty pojawiły się tam już 3000 lat przed naszą erą (aż do połowy XVIII wieku Indie były zresztą jedynym ich dostawcą), szmaragdy — przed 2000 lat, korundy (szafiry i rubiny) wywodzące się z Cejlonu — 600 lat przed naszą erą.
Wspaniałe dzieła sztuki jubilerskiej znaleziono w grobowcach faraonów. Stosowane do ich wyrobu kamienie były bądź pochodzenia obcego (na przykład lazuryt przywożony z Afganistanu), bądź z własnych kopalni, znajdujących się w górnym Egipcie, gdzie wydobywano m.in. szmaragdy. Istnieją pewne dowody, że kopalnie te działały już 2000 lat przed naszą erą. Naukowcy przypuszczają jednak, że uruchomiono je znacznie wcześniej. Zamknięto je natomiast dopiero w czasach Kleopatry. Najstarsza znana kopalnia kamieni szlachetnych — turkusów — znajdowała się na Półwyspie Synajskim i zaopatrywała w swój towar rynki już 3400 lat przed naszą erą. Starodawne księgi, legendy i baśnie przekazały nam sposoby, jakimi ongiś pozyskiwano cenne kamienie. Oczywiście — najczęściej odbywało się to podczas pracochłonnego i uciążliwego przemywania nadrzecznych piasków i żwirów, ale czasem uciekano się do bardziej chytrych metod. Jedną z nich przedstawia żeglarz Sindbad w „Baśni z tysiąca i jednej nocy”. Opowiada on, że dotarł do wąwozu, na którego dnie leżało mnóstwo diamentów. Można by je wydobyć, gdyby nie fakt, że roiło się tam od wielkich jadowitych węży.
Kamienie nęciły, nikt jednak nie chciał narazić swego życia. Ale wkrótce znaleźli się tacy, którzy wymyślili sposób na zdobycie cennych kryształów. Jęli oni zrzucać do kotliny otłuszczone kawały baraniego mięsa. Przy uderzeniu połci o ziemię diamenty przylepiały się do tłuszczu. Teraz przychodziła kolej na orły skalne, które znęcone zapachem mięsa opuszczały się w dół po łatwą zdobycz i unosiły ją do gniazd. Należało tylko poczekać, aż ptaki się posilą — i potem wybrać kamienie.
Bajka bajką, ale trochę prawdy musi w niej tkwić, bo o podobnym sposobie zdobywania diamentów czy szafirów opowiadają także legendy chińskie, cejlońskie i indyjskie. Opisał go także biskup Epifaniusz z Salaminy na Cyprze, żyjący w latach 315 — 403, wspomina też o nim w swych dziennikach z podróży Marco Polo.
Z narażeniem bezpieczeństwa czy bez — coraz więcej ludzi poszukiwało kamieni szlachetnych, bo zapotrzebowanie na nie rosło z roku na rok. Starożytni kochali się w cennych kryształach, w ich tajemniczym blasku, w cudownej czystości i barwach i nie szczędzili zachodu, by posiąść na własność możliwie najokazalsze egzemplarze.